Link do pierwszej części wycieczki po Guinness Storehouse.
Do obejrzenia jest jeszcze mała galeria fotek znanych osób, które odwiedziły ten przybytek – m.in. Bill, który palił trawkę, ale się nie zaciągał, mąż Katie Holmes, Elżunia II czy hobbici.

Tutaj widzimy kolejny sprzęcik;)
A tutaj „white room” – cztery kominy, przy których można było się sztachnąć zapachem piwa na poszczególnych etapach produkcji. Ciekawe doświadczenie.
Następnie pokój, w którym byliśmy uczeni sposobu, w jaki należy pić Guinnessa:)

Reklamy Guinnessa na przestrzeni lat – papierowe.
Harfa będąca logo marki.

Reklamy telewizyjne na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat;)

Bar, w którym samemu można było sobie nalać piwa z kija.
Widok z samej góry na Dublin. Fajne miasto.
Jeżeli będziesz kiedyś w Dublinie – na prawdę warto odwiedzić Guinness Storehouse. Wjazd – o ile mnie pamięć nie myli – jakieś 16 euro – wliczone w to jedno piwo;)
Więcej zdjęć z ostatniego piętra Guinness Storehouse – czyli Gravity Bar – na końcu artykułu rozpoczynającego cykl relacji z wycieczki do Dublina.
Kiepsko tak relacjonować kilka miesięcy po urlopie, z drugiej strony odżywa wspomnienie tego miasta i kraju. Bardzo mi się podobało w kawałku Irlandii, który miałem okazję zwiedzić. Muszę tam jeszcze wrócić i dokończyć resztę:)